Przejdź do głównej zawartości

Czy to błąd?

Robaczki!

Stoję sobie dziś w autobusie na moich 10 cm obcasach (auaaa!) i rozmyślam, że kurczę, nikt jeszcze nigdy nie zarywał do mnie w komunikacji miejskiej. A wiem, że się to zdarza naprawdę, słyszałam od najróżniejszych koleżanek, nawet nie dalej jak tydzień temu. Żadna tam legenda urbana, true story! Zatem muszę mieć straszny resting bitch face, bo jak tak o tym pomyślę, to zagadują do mnie tylko i wyłącznie, jak w kawałku Łony i Webbera, "pijani albo niedopici". Tyle, że mi nie w czytelnictwo się wcinają, a w odbiór muzyki różnoraki. Posłuchajcie!

Tańczę sobie o 4 rano w klubie. Fazę mam przyjemną, uśmiech do twarzy przyspawany na stałe, jest mi błogo i myślę, że do 6 rano tak dojadę. Wtem! Materializuje się przede mną chłopiec i zaczyna do mnie podrygiwać, i zagaduje tak:
- Aleeeż Ty jesteś ładna! Aż się przyjemnie na Ciebie patrzy.
No miło, nie powiem, chłopiec aparycji przeciętnej, chuderlawy, ale coś w sobie ma. Tańczymy. Tylko to najwyraźniej nie wystarcza, bo po minucie pada sakramentalne "całujemy się!". Aha.
- A jak masz na imię? - pytam, z obcym całować się przecież nie będę.
- Nie wiesz? No jak to, Tomek jestem, wszyscy mnie tu znają!
Patrzę po wszystkich, lecz nikt nie przytakuje. Tak słucham ziomka słucham, obserwuję, koleś tańczy już w zasadzie depcząc mi po palcach i myślę se - naćpany masakrycznie. Dammit. Próbuję uników. Słownych i dosłownych. Ludzie się gapią, ale wszyscy mają wywalone. Ani jednego rycerza na białym rumaku w zasięgu wzroku. Shit. Patrzę ci ja na Tomasza, a on jeb! przebłysk do tej pory nieobecnej kompletnie myśli rozjaśnia jego twarz. Znaczy się wszystkich szarych komórek nie zmasakrował jeszcze. Uwaga! T postanawia wziąć ode mnie numer telefonu, będzie dzwonił! Oho, se myślę, to się akurat zobaczy. Zgadzam się, a amant mój sięga do kielni po telefon. Zmasakrowany stary pobity ajfon. Ze zdechłą baterią. No to pozapisywane :D Uratowana! Pomyślałam. Ale gdzieżby. Idziemy po picie do baru. Kolejka masakryczna. Proszę o wodę i staję w niewielkiej odległości, coby sobie dalej do dja podrygiwać. Drygam i drygam w oczekiwaniu na tę wodę, ale coś zaczyna mi się dłużyc, odwracam się i patrzę, że ziomka przy barze nie ma. Hm, lekka konsternacja. Rozglądam się. Widzę, tańczy sobie kawałek dalej. Aha, no dobra, podbijam na moją wcześniejszą miejscówkę, a koleś mija mnie 3 razy. Trzy! I nie rozpoznaje. Hahaha. Nawet nie wiem, jak to spuentować. Drugs are bad, mkay?

Zdarza się to także w czasie koncertów. Na przykład szantowego na Mazurach. 
Musicie wiedzieć, że z Mazurami i żeglowaniem jest jak z Las Vegas. What happens in Mazury stays in Mazury. Wszyscy ze wszystkimi. Szczególnie w Sztynorcie. Szczerze nie polecam puszczać Waszych przyległości z kumplami na łódkę, bo można mieć pewność, że spać to oni tam sami nie będą, zawsze się znajdzie jakaś flądra chętna do wspólnego okupowania hundkoi.
No ale odbiegam od tematu. To było prawie cztery lata temu, dawne dzieje, jeszcze w fazie poczwarki byłam - świeżo upieczona rozwódka po pierwszym twardym lądowaniu na dupie po pierwszej z pierwszych randek. Pierwsze też były żagle w życiu, nowi znajomi, rzeczony Sztynort. Koncert szantowy, karczma nabita po brzegi, a my konusy chcemy coś widzieć - i wnosimy sobie ławkę do środka. Ławka przypadkiem zamienia się w węzeł komunikacyjny i ludzie zaczynają przez nią kursować w tę i z powrotem. Słuchamy sobie, piwko płynie, gdy nagle jeden z przejezdnych przez naszą ławkę wpatruje się we mnie i wzroku oderwać nie może, rękę podaje, przedstawia się i na ławce z nami zostaje. Pijany słusznie. Long story short, kończy się to tak, że koncert nie wysłuchany, za to ja zaliczam 30-minutową sesję z języczkiem stojąc na ławce na środku karczmy tak, że w sumie wszyscy uczestnicy koncertu doświadczają tej sesji wraz ze mną. Jest przyjemnie, lecz chwila zostaje przerwana, a mój nowy kolega, jak ten kopciuszek, znika! Ratować umierającego z przepicia kumpla, i jeszcze na odchodne woła - "Wrócę, czekaj tu na mnie!". Czekałam... Nie wrócił ;)

No, ale nie tylko w trakcie wydarzeń  kulturalnych się to zdarza. Ostatnio sytuacja miała miejsce dla odmiany po koncercie. Myślicie - w odbiór  się nie wciął! A skąd... Stałam sobie przed salą koncertową, paliłam w oczekiwaniu na ubera i słuchałam muzyki w słuchawkach. Przyznam, miałam tego dnia na sobie obcisłe legginsy a la skóra, ale też moją wielką eskimoską kurtkę wielkości mamuta, ale najwyraźniej jednak te moje nogi przyciągały ze zdwojoną siłą, gdyż w polu widzenia objawił mi się stojący wcześniej w większej odległości metal. Tak, metal, bo to był koncert hewimetalowy.
- Dobry wieczór, czy mógłbym prosić o pani numer telefonu?
Mierzę chłopca wzrokiem. Chłopiec urody jest wybitnej, aż mi oko błysnęło. Dress code jak na metala przystało - czarne wielkie glany, czarne dżinsy, długi skórzany płaszcz, długie ciemne włosy, broda. Wszystkie atrybuty na miejscu. Myślę sobie - nice! Chłopiec na oko z 10 lat ode mnie młodszy. Źle nie jest :D.
- Mógłby pan - odpowiadam. No bo czemu nie, kaman. Dzieci nie mam, ale za sexi milfa mogę już powoli uchodzić.
Chłopiec szuka telefonu, zaczyna walczyć z blokadą. Biedny jest naprawdę grubo zrobiony, widzę, że żyje w duchu tekstów zespołu, na którego koncercie właśnie byliśmy. "Pierwszego nie przepijam, drugiego zresztą też, trzeciego i czwartego i piątego też nie". Kolega chłopca, dla zabicia czasu (jak nie przymierzając Barney, najlepszy wingman świata) postanawia zapropsować kolegę i mówi - "To dobry ziom jest, polecam!". Powoli zaczynam kwiczeć w środku. Chłopiec w końcu odblokowuje telefon i gotów jest do zapisywania. Dyktuję. Ciężko idzie, ale trafia w cyferki. Wstukane w klawiaturę wyboru numeru. Brawo, już prawie jesteśmy w domu! Chłopiec dziękuje i blokuje telefon. Jeszcze w przelocie postanawiam poznać jego imię, uścisk ręki i rozstanie. Kurtyna... A ja beczę ze śmiechu. Bo chłopiec sygnału nie puścił, numeru nie zapisał w kontaktach, już widzę te urywające się telefony dnia następnego xD Myślicie, że dzwonił? Hahaha! Nope...

I to już koniec przykładów moi mili. Mam tylko nadzieję, że jeszcze przyjdzie taki dzień, gdy podejdzie do mnie w autobusie jakiś śliczny chłopiec, wejdzie mi wpół piosenki grającej w słuchawkach i całkiem na trzeźwo poprosi o mój numer telefonu. A ja mu wtedy... podziękuję! Bo nie będzie mi się tu jeden z drugim w melomaństwo wcinał ;)

Grażynka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zaczynamy?

Drogie koleżanki, koledzy, drogie smutne frędzle! Przydałby się jakiś wpis tytułem wstępu. Zastanawiacie się pewnie, o co tu chodzi, co tu w ogóle robicie i że to strasznie długa noc była ;) Już wyjaśniam! Bo słów kilka by się pewnie przydało... Wychowano mnie, jak każdą inną grzeczną dziewczynkę, w duchu "poznasz kiedyś księcia z bajki, będzie wspaniały, razem spędzicie całe życie w dobrobycie, miłości i cieple domowego ogniska". Zdarzył się taki jeden (już w liceum), przepuścił przez maszynkę, wymemłał i wypluł po kilkunastu latach smutną, roztytą i koszmarnie zakompleksioną. W ten sposób zawitałam w jakże radosnym stanie, jak ja to nazywam, starorozwództwa (które, jestem niezmiennie i niezmiernie pewna, totalnie mi grozi). No bądźmy szczerzy! Perspektywa jakiegokolwiek romansu u roztytej, zakompleksionej laski, która w życiu spała tylko z jednym facetem (córciu, popatrz, mi się udało!) jest raczej znikoma. Ale ja postanowiłam mimo to szukać szczęścia. No bo co, w

Z kamerą wśród zwierząt

Świat jest mały. Internety też. A świat apek randkowych jeszcze mniejszy. Owszem, posiedzisz tam miesiąc-dwa, to nawet nie odczujesz. Ale po czterech latach uwierzcie mi, znacie już nieźle ćwierć katalogu lokalnych singli. Ja część z tych twarzy rozpoznaję lepiej niż twarze sąsiadów z klatki! A po każdym zamknięciu konta i powrocie po jakimś czasie muszę się przeklikać przez morze tych samych profili. Pomyślicie - jakie to smutne, wciąż ci sami kolesie. Tak, też tak sobie myślę. Problem w tym, że oni na stówę myślą to samo o mnie ;) Ale o czym ja to miałam? Aha. Weszłam ostatnio na twarzoksiążkę poprzeglądać, i patrzę ci ja, a tam koleżanka z podstawówki na wakacjach z jednym ze stałych bywalców Tindera. Oczom niedowierzam. Pamiętam, że rozmawiałam z nim ze dwa razy, ale koleś był kompletnie niezainteresowany i niekomunikatywny. Choć potencjalnie wydawał się całkiem do rzeczy, to najwyraźniej brakowało mi polotu. Co zrobić, nie będę udawać wysublimowanej inteligentki, skoro nią ni